WAŻNA INFORMACJA - strona korzysta z plików Cookie
Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania prezentowanej zawartości do potrzeb odwiedzających. Korzystanie z naszego serwisu internetowego bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci Twojego komputera.

Akademia Polskiej siatkówki

  
Dane do logowania
Wcześniej głosowałeś na ten artykuł. Nie ma sensu robić tego po raz drugi. Twój głos nie może zostać zapisany.
Kontrolowane szaleństwo

Trochę jednak brakowało kolektywu. Wydaje mi się, że konsolidacja miała miejsce podczas meczów półfinałowych z Muszynianką. Przełom nastąpił w piątym meczu w Muszynie. Wówczas skończyło się oglądnie na koleżanki. Nie było: „krzywego patrzenia”; to nie moja piłka; nie moja strefa, nie moja odpowiedzialność. Wtedy przekonałyśmy się, że tylko grając razem, wzajemnie się napędzając możemy dokonywać rzeczy nieprawdopodobnych. Przed meczami w szatni była pełna mobilizacja i koncentracja.

To dla Pani był trudny sezon. Kierowanie grą tak nieobliczalnego zespołu wymagało nie tylko intuicji, ale chyba także dozy szaleństwa?

Czasami trzeba trochę zaszaleć, ale częściej spotykałam się z zarzutem, że za mało w mojej grze „wariactwa”, że niemal wszystkie piłki kieruję do Rachel, że nasza gra jest schematyczna i nudna, i że nie powinnyśmy zdobyć mistrzostwa. Ba, nawet usłyszałam, że ani my ani Dąbrowa nie zasługujemy na mistrzostwo. Mam nadzieję, że nie tylko ostatni mecz finału pokazał, że o złoto walczyły, podkreślam walczyły dwa mocne zespoły. Ostatnia potyczka przekonała może krytyków, że jak nie idzie Rachel, to w naszej ekipie pojawiają się inne dziewczyny. Trzeba jednak pamiętać, że jeśli na prawym skrzydle ma się przysłowiowego konia, to głupotą byłoby tego nie wykorzystać, nawet jeśli trzeba byłoby posłać jej 60 piłek do ataku. Zaznaczam jednak, że zwyciężył cały zespół. To, że Rachel mogła być tak skuteczna, to zasługa także innych dziewczyn, które odciążały ją czy to w obronie, czy pod siatką.

Z mistrzowskiej drużyny z poprzedniego sezonu w składzie Atomu Trefla pozostała tylko Pani i Dorota Wilk. Nie było też stabilizacji na trenerskim fotelu. Czy w takich okolicznościach wierzyła Pani, że obrona mistrzostwa jest możliwa?

Trochę się obawiałam, czy „odpalimy” po takiej „rewolucji”. Przecież w tamtym sezonie regularnie grała tylko Mariola Zenik, która przyszła z Muszynianki. Nawet ja i Dorota Wilk byłyśmy zmianowymi. Szybko jednak wykreował się trzon zespołu i Rachel Rourke, jako liderka. Nie zastanawiałyśmy się także nad powodami zmiany trenera. Adam Grabowski nie jest postacią anonimową. Zaakceptowałyśmy go, jako trenera i człowieka. Wzajemnie się wspieraliśmy. Przez niemal sezon walczyłyśmy z własnymi słabościami. Każdy mecz w ORLEN Lidze, Pucharze Polski, Lidze Mistrzyń cementował tę ekipę a kulminacja, na szczęście przyszła w kluczowych potyczkach o mistrzostwo Polski.

To dla Pani czwarte mistrzostwo w karierze, ale to sprawiło chyba szczególną satysfakcję.

Oj, tak. Każdy tytuł, każdy medal cieszy, ale też każdy kolejny sukces sprawia, że pragnie się powtórki. To mistrzostwo wywalczyłyśmy w nieprawdopodobnych okolicznościach, wychodząc obronna ręką z największych opresji. Miałyśmy dużo, bardzo dużo szczęścia, ale tak naprawdę kluczem do tego sukcesu była nasza nieustępliwość. Przecież w trzecim meczu byłyśmy na przysłowiowym stryczku przegrywając w tie breaku 11:14. Nie straciłyśmy jednak zimnej krwi, podjęłyśmy walkę. Fakt, w kolejnym pojedynku, mogłyśmy uniknąć piątego seta (w czwartej partii Atom Trefl prowadził 24:20 – przyp. red). Nie jest więc tak, że i my nie traciłyśmy głowy. W tym finale pokazałyśmy jednak, że walczy się do ostatniej piłki. Najważniejsze, by nawet po przegranym meczu mieć przekonanie, że nie poległo się bez walki.

Kontrolowane szaleństwo

Po tym finale wyleczyłyście się chyba z kompleksu Tauronu Dąbrowy Górniczej?

Przed meczami z Dąbrową nieustannie przypominano nam, w jaki sposób przegrałyśmy z Dąbrową w finale Pucharu Polski (w tie braeku Atom Trefl prowadzil 14:12, by przegrać do 15. – przyp. red.) To już było nawet nieznośne. Opinie o tym, że w sytuacji gry z nożem na gardle, nie mamy szans w starciu z Tauronem nasiliły się po naszych porażkach w Dąbrowie. A my naprawdę byłyśmy piekielnie zmęczone po ciężkiej rywalizacji z Muszynianką w półfinale. Nie wracałyśmy nawet do Sopotu. Do inauguracji walki o mistrzostwo przygotowywałyśmy się w Szczyrku. Zabrakło jednak czasu by zregenerować siły i „zresetować” głowy. Po tych porażkach wzięłyśmy się jednak w garść. Motyw przewodni brzmiał: u siebie jesteśmy silne, u siebie zwyciężymy. Po meczach w Sopocie mogłyśmy podnieć głowy do góry. Pokazałyśmy, że w sporcie nie zasady, że ma historia musi się powtarzać. Tak, ślad po finale Pucharu Polski został zatarty.

Teraz Tauron będzie pewnie cierpiał na kompleks Atomu Trefla.

Trudno powiedzieć. Nowy sezon to nowe otwarcie, czysta karta. Nie sądzę by w najbliższych rozgrywkach miało to większe znaczenie. Jedynie może dla kibiców, dziennikarzy. Dla siatkarek raczej nie.

Teraz zasłużony długi urlop, czy ciężka praca w reprezentacji Polski?

Póki co urlop. Rozmawiałam z Trenerem Piotrem Makowskim, ale ustaliliśmy, że wrócimy do tej rozmowy po zakończeniu sezonu i wspólnie zastanowimy się nad moją obecnością w kadrze.

Czy w przyszłym sezonie nadal oglądać będziemy Panią w barwach Atomu Trefla? Pomorze, to Pani rodzinne strony.

Urodziłam się Malborku, na Wybrzeżu mam mieszkanie i tam się naprawdę dobrze czuję. Trudno jednak przesądzać, jak się rozwinie sytuacja. Sopot jest jednak bardzo bliski memu sercu.

Rozmawiał
JANUSZ UZNAŃSKI
TVP WARSZAWA

Kontrolowane szaleństwo
Oceń artykuł:
  • 2.5 z 5 gwiazdek
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Średnia ocena: 2.5
Artykuły mogą być komentowane tylko i wyłącznie przez zalogowanych użytkowników.
Jeżeli nie posiadasz konta w naszej Akademii - założ je już dziś.